sobota, 18 lutego 2017

Prolog

Obraz znaleziony dla: wind gif

Silny wiatr poruszył czyste firany. Niebieskooka dziewczyna, siedziała na łóżku wpatrując się w wieżowce. Snuła w obłokach, myśląc o Anakinie i galaktyce. Była na Coruscant, w wielkiej sali w której zazwyczaj odbywały się treningi. Czuła ciepło swojego mistrza. Chciała go poczuć, jego miękkie usta i bezskazitelną  twarz. Jej serce drżało, oczekiwała jego dotyku, wsparcia i zaangażowania. Dawne relacje przepadły, wirowały gdzieś po galaktyce, całkowicie zapomniane. Nie miała po co żyć, bez dawnego uczucia życie nie miała sensu. Co wieczór widziała jego twarz i niebieskie oczy pełne miłości. Nie mogła go zapomnieć. Jego dotyk był lekarstwem dla Margot, który kosztował miliony. Dałaby wszystko by jeszcze raz poczuć delikatne muśnięci jego warg na jej ciele. Wspomnienia które wracały codziennie, były wielką męką dla Margot. Wiedziała, że nigdy go już nie zobaczy, nigdy nie zanurzy się w jego niebieskich oczach i nie przytuli do muskularnego ciała. Próbowała zapomnieć, ale bez skutku.
           ­ ­- Kochanie zaraz śniadanie - odezwał się stanowczy głos a dziewczyna jeszcze raz spojrzała na wysokie wieżowce.
             - Już idę! – oznajmiła delikatnym i zarówno, ciepłym głosem i wstała ze złotego łózka pokrytego szarą lekko czarną matą. W domu Wartersów panował wieczny porządek, wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Białe schody zawsze błyszczały jak lód, metalowe barierki bez żądnego odcisku spoconej dłoni. Przed pokój obsiany koronkowymi lustrami i przesłodzonymi płaszczami z gustownymi kożuchami idealnie zlewał się z półką na buty. Wycieraczka koloru zbladłego różu na której nie widniał nawet najmniejszy odcisk obuwia, wygalała jak postawiona na siłę. Drzwi starannie umyte z bajecznymi wzorkami wyrzeźbionymi na klamce były już kompletną przesadą. Cały dom składał się z dwóch podstawowych kolorów, które jak uważał pan Andres, idealnie podkreślały styl matki. Perfekcyjnie poskładane ciuchy powieszone w ogromnej garderobie, świadczyły o przyłożeniu służącej.
 Mia podała śniadanie na okrągły drewniany stół. Służąca gotowała wspaniałe posiłki, dzień w dzień jednak od miesiąca zostawały one prawie nie ruszone.
            - Ależ panienko, musi pani coś zjeść - spojrzała ze współczuciem, nie przestawiając ścierać naczyń. - Specjalnie dla panienki zrobiłam tosty - podsunęła sporą ilość ciepłych kanapek z serem.
        - Dziękuję, ale nie jestem głodna, przepraszam - złapała mokrą rękę kobiety, dłubiąc niesamowite wzorki w grzance.
        - Och już dobrze, a teraz zbieraj się.

~.~


            Szkoła Morgan była na zawansowanym poziomie. Wszystko było perfekcyjne, schludne mundurki, kulturalni uczniowie, czystość na zawansowanym poziomie, wszystko dopięte na ostatni guzik. Mimo wszelkich zalet, nastolatka nie lubiła swojej szkoły. Nie czuła się w niej dobrze. Chodziła tam z całkowitego przymusu ojca, próbował zapewnić jej dobre wykształcenie. Niestety ani razu nie pomyślał, że Morgan chce iść inną drogą. Próbował zrealizować na córce to, co mu w przeszłość nie udało się wykonać. Jedynym zbawieniem na wykładach o sztuce, był sen, który śnił się co noc, lecz z dnia na dzień był dłuższy. Te same delikatne wargi i niebieskie jak ocean oczy, pełne miłości i pragnienia. To co czuła podczas wizji, wydawało się realne. Czuła pewne przywiązanie, nie wyobrażała sobie jednego dnia bez Niego. W pewnych momentach nazywała to miłością, ale od razu wmawiała sobie, że to tylko sen.
         - Więc do konkursu zgłaszam Morgan i Ann, ostatnio słabo radzicie sobie, może chociaż to podbije wam ocenę. Pan Filips zazwyczaj pomagał uczniom, chciał żeby jego szkoła miała miano porządnej na wysokim poziomie. Chciał aby do szkoły przyjmowano wyłącznie dzieci bogatych i znanych ludzi. Lecz dyrekcja nie chwaliła jego pomysłu, uważała go za kompletną dyskryminacje. Morgan była dzieckiem słynnego producenta aut. Chwalił i znał go cały świat.
            Po szkole Morgan pośpiesznie udała się do domu, jak ojciec kazał. Szła parkiem, drzewa powoli nabierały koloru zielonego a kwiaty zaczynały wypuszczać pierwsze pąki. Nastolatka po dostaniu sms-a, wiedziała od razu iż w domu szykuję się poważna rozmowa. Starała iść się jak najszybciej umie, jednak liczne teczki i prace które wykonała dziś w szkole, skutecznie uniemożliwiały jej to. Nie wiedziała do czego tym razem przyczepi się ojciec, był okropnie wymagający i surowy. Od domu dzieliła ją tylko ulica obok jej domu. Będąc przy wyjściu z parku spokojnie można było zobaczyć wejście do jej domu. Zatrzymując się na światłach widziała wybiegającą ze swoimi rzeczami Mie, a tuż za nią tatę który mówił jakieś słowa. Zaczęła szybko biec.
          - Tato co tu się dzieje? Gdzie idzie Mia? - rzuciła wszystkie teczki i wyjęła z ręki ciuchy służącej. - Czemu ona się spakowała? - spojrzała na ojca a on tylko zapiął bluzę.
         - Wejdź do środka, porozmawiamy. Pani Sheel doskonale poradzi sobie sama, z resztą my też. Zapraszam - złapał córkę za bark i pokazał kierunek drogi.
          - Dlaczego nie przykładasz się do nauki? Ta szkoła jest na wysokim poziomie, ma dobrą reputację, czemu chcesz ją niszczyć?
         - Naprawdę nie możesz chodź raz pomyśleć o mnie? Nie interesuje mnie sztuka, chodzę do tej szkoły bo ty mi każesz
         - Przemyśl to, a na ten czas będziesz siedzieć w pokoju - oznajmił i zamknął drzwi.

~.~

Pozdrawiam Kiwisie i Sue :3